Po trzech dniach w Hawanie mamy wrażenie, że nic lepszego niż Habana Vieja już nas tam nie spotka. Na opowieści o Vedado na początku reagujemy tak jakoś bez emocji, jednak do czasu…
Lubimy takie miejsca, gdzie jest spokojnie, nie słychać gwaru wielkiego miasta, nie widać tłumu turystów i można swobodnie oddychać. Stara i centralna Hawana kojarzą mi się głównie ze sporym zgiełkiem i ciągłymi ofertami podwozu taksówką (taxi, taxi, taxi). Jest taki moment, kiedy jedzie się samochodem przy zatoce – w starej części miasta – i zakręca się na rondzie. Nagle zaczyna się Malecon i zza zakrętu wyłania się cała panorama miasta – to robi wielkie wrażenie, bo pokazuje, ile jeszcze nieodkrytych miejsc na nas czeka.
Vedado to jedna z dzielnic Hawany, w stylu naszej Saskiej Kępy (pod względem klimatu i uroku) lub al. Ujazdowskich (pod względem ważnych obiektów), gdzie znajdują się kina, teatry, ministerstwa, urzędy, domy z epoki kolonialnej, no i legendarny Plac Rewolucji.
W poszukiwaniu korzeni tanga, przygodę rozpoczynamy jednak od Muzeum Tańca, które strasznie nas rozczarowuje i w ogóle nie pomaga w naszych badaniach. Choć w nazwie ma taniec, to dotyczy tylko baletu i Alicji Alonso, najbardziej znanej kubańskiej baletnicy. Na pytania o habanerę panie niestety tylko rozkładają ręce. My robimy to samo i idziemy dalej.
Ulice są tutaj bardzo szerokie, ruch spokojniejszy a ludzie jakby bardziej przyjaźni. Pomyśleć, że kiedyś tej dzielnicy mogło nie być. – Vedado oznacza „teren zamknięty”, ponieważ z tej strony (nadmorskiej) wypatrywano piratów i nie stawiano większej zabudowy. Aleja Prezydentów, Paseo, Malecon, Calle 23 – to główne aorty Vedado. Pomiędzy nimi jest sieć węższych uliczek, które wyglądają na nieco zaspane.
Jest tu też restauracja trzeciej kategorii „Warszawa” (Varsovia), ale mijamy ją bokiem, ponieważ do tego miasta wrócimy za parę tygodni, Universidad de La Habana oraz lodziarnia Coppelia, do której miały stać kolejki ludzi. – Tak wyczytaliśmy w kilku miejscach. Jednak kolejka była tylko na okolicznym przystanku…
W tej dzielnicy znajduje się także cmentarz Krzysztofa Kolumba, o którym niedawno pisaliśmy, oraz Plaza de la Revolusion, któremu chcemy i musimy poświęcić osobny wpis.
Nie jestem wielkim fanem spacerów bez celu, ale połączenie przyjemnego z pożytecznym to już oczywiście. Dlatego na koniec sprawdzamy knajpę, którą polecał nam znajomy Kubańczyk. Jemy pyszne stare ciuchy (potrawa kubańska o nazwie „ropa vieja”) z rozpływającą się w ustach wołowinką.
5 komentarzy