W podróżowaniu z tematem fajne jest to, jak podróż się zmienia i mocno na tym zyskuje. Wiedzieliśmy, po co przyjeżdżamy na Kubę i te elementy poczuliśmy. Z resztą było różnie. Czasami coś nas tak zajmowało, że zmienialiśmy swoje plany, częściej jednak nie musieliśmy tego robić. Kuba nigdy nie rozpalała naszej wyobraźni, wbrew temu, jak próbuję się ją kreować turystycznie. – Wyspa na Karaibach. To zobowiązuje. Oczywiście jej historia wpływa na nasz odbiór, ale to akurat zaskoczeniem nie było.

W czasie „wakacji” lubimy odpoczywać. Ja śpię długo, Kuba wstaje wcześniej, żeby mnie nie budzić, i z reguły obrabia zdjęcia albo coś czyta. Ten wyjazd jednak „wakacyjny” nie był. Sporo poszukiwań i jazdy. Do większości taneczno-muzycznych miejsc dotarliśmy i z tego jesteśmy bardzo zadowoleni. Wciągnęła nas też historia Kuby – nie ta współczesna, ale wcześniejsza. Byliśmy też nieprzygotowani pod kątem innego odkrywania wyspy – o muzyce kubańskiej moglibyśmy dzisiaj pisać maturę, ale o reszcie już nie. Stąd też pewnie zaskoczy Was to, co nas zaskoczyło, ale tak to już jest:

Nuda z kolorowym zabarwieniem.
Kuba jest niesamowita pod tym względem, każdy dzień wygląda na niej podobnie. Zawsze te same produkty na śniadanie – owoce, pieczywo, dżem, czasami plaster wędliny i sera żółtego. Dzień mija tak samo, temperatura jest zbliżona, wszędzie są sklepy dla turystów, w których dużo można kupić, i sklepy dla miejscowych, gdzie widnieją puste półki. Dzień mija wolno, każda wioska wygląda podobnie, każde miasto wygląda podobnie. Trochę upraszczamy, ale faktycznie mieliśmy takie poczucie nudy i oglądania tego samego. Dlatego też tak świetnie wypoczęliśmy. Z drugiej strony, gdy oglądaliśmy zdjęcia przed naszym wyjazdem i patrzymy na nasze zdjęcia po powrocie, mamy wrażenie, że to niesamowicie barwny, kolorowy kraj i to prawda –Kuba świetnie wychodzi na zdjęciach.

Drinki.
Kuba z nich słynie, a szczerze mówiąc, nie były za dobre. Często była to prosta receptura, czyli rum w szklance i cola w puszce podana do niego. Mieliśmy szczęście, że w jednej z cas trafiliśmy na właściciela, który przez lata pracował jako barman. Jakie on robił drinki… Do tego w śmiesznej cenie (ok. 4-5 zł).

Drogie jedzenie w casach Kubańczyków.
Bardzo chcieliśmy żywić się u Kubańczyków, ale szybko okazało się to niemożliwe. Tzn. śniadanie zazwyczaj jedliśmy z wygody, ale już obiad czy kolacja szybko cenowo nas przerosły. Obiad dla dwóch osób to koszt ok. 70 zł, czyli zdecydowanie za dużo, aby pozwalać sobie na niego codziennie. Rozumiemy chęć zarobku, ale taka kwota to przesada.

Muzyka.
A właściwie jej brak, tzn. brak autentycznej muzyki, jaką na przykład poznaliśmy w Santiago de Cuba i epizodycznie w Hawanie. Muzyki tzw. turystycznej było mnóstwo, grała pod publiczkę piosenki o niczym, fałszując do tego.

Im bardziej polecane miasto, tym było gorzej.
Tak, okazała się, że im któreś miasto było bardziej zachwalane i polecane: „musicie je zobaczyć”, okazywało się, że nasze wrażenie jest zupełnie przeciwne. Tak było z mega turystycznym Trinidadem, o którym jeszcze napiszemy (i nie chodzi tu tylko o nadmiar turystów).

Dobre skomunikowanie.
Autobusy viazul są genialne i przejeżdżają całą Kubę wzdłuż i wszerz. Da się nimi dotrzeć praktycznie wszędzie. Inne autobusy są tylko dla Kubańczyków i osób, które umieją się pod nich podszyć :) Nasz najdłuższy rejs trwał ponad 12 godzin z Hawany do Santiago, ale odbył się zupełnie bezboleśnie. Warto tylko pamiętać o ciepłych ubraniach, szczególnie na noc, bo klimatyzacja jest ostra.

Mieszkańcy.
Byli bardzo rozmowni, uśmiechnięci i rozgadani na takie tematy bardzo przyziemne i oczywiste. Zaskoczyło nas, że mimo iż się nie znamy i nie mówimy dobrze po hiszpańsku, chcieli gadać o systemie, o kulturze, o pozycji kobiety i mężczyzny w Polsce, czy o rodzinach w Stanach.

Internet.
To, że internetu nie ma na Kubie w powszechnym użyciu – o tym wiedzieliśmy. Nie spodziewaliśmy się jednak, że na nasze maile z Polski Kubańczycy będą odpowiadać w zaskakująco szybkim tempie (jeszcze tego samego dnia). Bardzo wiele kwestii w ten sposób załatwiliśmy, umówiliśmy kilka spotkań. Okazało się, że właściciele cas mają internet, to znaczy skrzynkę mailową i reagują na bieżąco.

Służba zdrowia.
Kubańska służba zdrowia prze ostatnie lata zrobiła wielki postęp i faktycznie ludzie bardzo to doceniają. Opowiadali świetne przypadki, jaką opieką otoczone są kobiety w ciąży i noworodki. Dla ludzi starszych z kolei służba zdrowia jest powszechnie dostępna i oczywiście darmowa. Kuba rozwinęła kilka programów medycznych np. diagnozowania i leczenia raka, niewydolności nerek, wczesna diagnoza wad wrodzonych, a także badania prenatalne, programy dawców krwi i produkcja leków na bazie krwi.

Nikt nie chciał nas oszukać.
Tego chyba najbardziej nie rozumiemy. Czy aż tak źle wyglądamy ;) Nie chcieli nas oszukać, nigdy, nawet pieniędzy w fałszywych nominałach nie dostaliśmy. Banknotu z Che nie mogę odżałować do dziś :)