5-godzinny rejs Kanałem Beagle to nasz plan na dziś. O godzinie 8.30 musimy się zameldować przy naszej łodzi, bo wypłynięcie planowane jest pół godziny później. Wstajemy więc wcześnie, jemy śniadanie, pakujemy się na cały dzień, wkładamy Amelię do wózka i ruszamy w drogę. Mamy nadzieję, że z pierwszą drzemką poczeka do wejścia statek.

Dojście do portu zajmuje nam kilkanaście minut. Szybko i sprawnie przechodzimy kontrolę i już po kilku minutach jesteśmy na statku. Okazuje się, że mamy pełną dowolność miejsc, bo płynie z nami raptem kilkanaście osób. Zajmujemy więc takie z największą przestrzenią dookoła, żeby można było wypuścić Amelię, zamawiamy kawę (ja -herbatę) i po kilku minutach czujemy, jak załoga odwiązuje liny i katamaran powoli rusza.

Amelia wcale nie ma zamiaru spać, choć jest pora jej drzemki. Cały czas się rozgląda i próbuje zagadywać innych. Jak zwykle zaskarbia sobie sporą liczbę fanów, którzy co chwilę podchodzą do niej. Jeden pan pyta nawet, czy może zrobić jej zdjęcie, bo nie widział jeszcze nigdy takiego dziecka. Fakt, małe blondyneczki z wielkimi błękitnymi oczami nie pojawiają się w Ameryce Południowej zbyt często. :) Po godzinie Amelia w końcu zasypia, a my możemy na spokojnie chłonąć wszystko to, co widzimy dookoła.

Warto wspomnieć, że Kanał Beagle to cieśniną oddzielającą Ziemię Ognistą od takich wysp jak: Lennox, Navarino, Hoste, Picton, Nueva i wielu innych. Jego wschodnia część stanowi granicę między Chile a Argentyną, a nazwa pochodzi od brytyjskiego statku HMS Beagle, który przepłynął kanał, podczas ekspedycji Karola Darwina w latach 1831-36. Ma około 370 km długości i całości nie mamy zamiaru przepłynąć. Generalnie nie znajdujemy rejsu, który oferowałby zobaczenie całego kanału, ale podobno takie istnieją.

Płynie się spokojnie i miło. Woda przyjemnie buja, można na chwilę wyłączyć myślenie i chłonąć całą przestrzeń dookoła, a w niej wystające wierzchołki Andów odbijające się w toni wody. W czasie naszej dzisiejszej „wyprawy” mamy do zobaczenia kilka miejsc. – Pierwsze to wyspa kormoranów, do której docieramy po niecałej godzinie rejsu. Jest to tak naprawdę wielki głaz, na którym siedzą setki ptaków. Robi on wrażenie, ponieważ obecność ich na takiej małej powierzchni wygląda imponująco. Katamaran zatrzymuje się w bardzo dobrym miejscu, żeby uwiecznić je na zdjęciu. Jedynie zapach unoszący się w powietrzu nie pozwala przyglądać się im długo.

Kolejna wyspa, do której dopływamy to Los Lobos, na której mieszkają lwy morskie. To najbardziej wyczekiwana przeze mnie atrakcja tego dnia. – To, co w przypadku kormoranów delikatnie dziwiło, tu już przyprawia o spory szok. – Kolejny głaz, tylko tym razem siedzą na nim – jeden na drugim – zwierzęta kilkaset razy większe od kormoranów. To robi wrażenie. Te lwy morskie są ogromne. Niektóre tylko leżą, inne wyglądają, jakby walczyły, ale może jest to ich jakaś ulubiona zabawa, jeszcze inne pływają.

Potem przychodzi czas na wyspę Martillo. Na niej żyje kolonia pingwinów magellańskich, których podczas objazdu Patagonii już sporo widzieliśmy. Niezmiennie jednak je ubóstwiam, choć po zobaczeniu kilku kolonii, ta już nie robi takiego wrażenia.

Jeszcze chwila dzieli nas od dopłynięcia do „latarni na końcu świata”, zwanej Les Eclaireurs, która jest biało-czerwoną niczym szczególnym niewyróżniającą się latarnią, ale jej położenie – w otoczeniu gór i nad wodą – robi piorunujące wrażenie. Zobaczcie poniżej na zdjęciach. W końcu dopływamy do Estanci Harberon, zbudowanej przez pastora Thomasa Bridgesa, który został tu wysłany na misje wśród Indian Yamana. Sporo osób tu wychodzi. My jednak płyniemy dalej, ale jeżeli lubicie sztukę ludową, to powinniście tu zostać chwilę dłużej.

To jednak znak, że ruszamy w drogę powrotną. Czeka nas jeszcze około dwóch godziny na wodzie. Pogoda trochę się zmienia – zaczyna zdecydowanie mocniej wiać, co budzi do życia moją chorobę morską. Ostatnie pół godziny jest już bardzo kłopotliwe, ale udaje się jednak dopłynąć na ląd bez ekscesów.

Jeżeli spytalibyście, czy warto się wybrać w ten rejs, to odpowiemy, że warto dla tych widoków, wystających wierzchołków Andów, bezgranicznej toni wody i oczywiście lwów morskich. Gdybyśmy jednak mieli jeszcze raz wybierać, to zdecydowalibyśmy się na krótszą, trzygodzinną opcję.

Port w Ushuaia

Port w Ushuaia

Port w Ushuaia

Port w Ushuaia

Port w Ushuaia

Kanał Beagle

Kanał Beagle

Kanał Beagle

Kanał Beagle

Kanał Beagle Wyspa ptaków

Wyspa ptaków

Kanał Beagle

Kanał Beagle Wyspa ptaków

Kanał Beagle Wyspa ptaków

Kanał Beagle Wyspa ptaków

Kanał Beagle Wyspa ptaków

Kanał Beagle Wyspa ptaków

Kanał Beagle Wyspa ptaków

Wyspa lwów morskich

Kanał Beagle Wyspa lwów morskich Kanał Beagle Wyspa lwów morskich Kanał Beagle Wyspa lwów morskich Kanał Beagle Wyspa lwów morskich Kanał Beagle Wyspa lwów morskich Kanał Beagle Wyspa lwów morskich Kanał Beagle Wyspa lwów morskich Kanał Beagle Wyspa lwów morskich Kanał Beagle Wyspa lwów morskich Kanał Beagle Wyspa lwów morskich

Latarnia morska

Latarnia morska Les Eclaireurs Latarnia morska Les Eclaireurs Latarnia morska Les Eclaireurs

Pingwiny

Pingwiny Kanał Beagle Pingwiny Kanał Beagle Pingwiny Kanał Beagle Pingwiny Kanał Beagle Pingwiny Kanał Beagle Pingwiny Kanał Beagle