Wstaliśmy dziś o 7 rano bardzo wyspani, szybko zjedliśmy śniadanie, sprawnie się spakowaliśmy.  Po prostu – jak nigdy. Co więcej, nie czekała nas dziś długa przeprawa, bo mieliśmy do przejechania tylko 60 km. Godzinka i planowaliśmy być w Chile. No właśnie, planowaliśmy…

Dojeżdżamy nawet przed czasem. Zatrzymujemy się przy kontroli granicznej po stronie argentyńskiej. Wszyscy w dobrych humorach, Amelia uśmiecha się szeroko i zagaduje napotkane osoby, poważne twarze celników od razu promienieją. Wypełniamy dokumenty, nie ma dużej kolejki, więc po chwili podchodzimy do pierwszego okienka. Pani dokładnie ogląda nasze paszporty, sprawdza moje prawo jazdy i dokumenty rejestracyjne pojazdu, no i wbija pieczątki. Każe przejść też do okienka obok, gdzie mamy formalnie udowodnić, że możemy jechać dalej naszym wypożyczonym samochodem. Podchodzimy i pan prosi nas o dokumenty. Dajemy wszystkie, które mamy, a on na to, że to nie te dokumenty i dodaje, że musimy mieć papier, który uprawnia nasz samochód do przekroczenia granicy. Patrzymy na siebie z Kubą zdziwieni, bo ludzie z wypożyczalnie znali przecież trasę naszej podróży i wiedzieli, że będziemy przekraczać granicę z Chile.

Jesteśmy poirytowani i wkurzeni. Panowie mówią nam, że musimy jechać do najbliższego punktu naszej wypożyczalni i tam załatwić dokument. Dzwonimy do nich, żeby wyjaśnić, co się stało i okazuje się, że…  ktoś zapomniał wyrobić dla nas tego papierka i czas oczekiwania na niego to tydzień. Mówią nam jeszcze, że mogą podstawić nowy samochód w miejscowości do której mamy 600 km, ale potem musimy wrócić w to samo miejsce, aby odebrać swój „stary” samochód i oddać ten, czyli de facto mamy naginać bez sensu tysiąc kilometrów. Bez sensu. 

Wracamy więc do miasta Los Antiguos, które jest tu najbliżej, bo dosłownie kilka kilometrów od granicy. Jadąc do Chile mijaliśmy je i nawet powiedzieliśmy do siebie: – Jakie fajne, szkoda, że się tutaj nie zatrzymaliśmy. No i proszę, traf chciał, że wracamy i spędzimy tu jedną noc. Spacerujemy trochę, robimy zdjęcia i idziemy do Informacji Turystycznej, która pomaga nam znaleźć hostel i odpowiedzieć na wszystkie nasze pytania związane z przekroczeniem granicy w jakiś inny sposób.

Dowiadujemy się, że są busiki, które mogłyby nas przewieźć przez granicę. W IT mówią nam jednak, że stamtąd musimy łapać barkę, a po przepłynięciu 2,5 godziny przejechać jeszcze ponad 170 kilometrów samochodem. No nie, bez swojego samochodu tego nie zrobimy – myślimy. Kombinujemy, że może jedno z nas pojedzie. Ale jeżeli nie wyrobimy się na barkę powrotną, to możemy tam zostać uwięzieni na noc. Kurde, same przeszkody! Po długich dysputach stwierdzamy, że jedziemy dalej. Tym razem nie zobaczymy tej chilijskiej jaskini lodowej (szkoda wielka), ale przyjedziemy tu w drodze powrotnej.

…….

Oczywiście jak tylko pojechaliśmy od tej granicy z Chile, to wieczorem zadzwonili do nas z wypożyczalni i powiedzieli, że ogarnęli dokument dla naszego samochodu, który możemy wydrukować i wystarczy go pokazać na granicy. Fajnie, tylko my już jesteśmy w El Chaltén, prawie 700 km dalej. :)

Los Antiguos

Los Antiguos

Los Antiguos

Los Antiguos

Los Antiguos

Los Antiguos

Los Antiguos

Lago Buenos Aires

Lago Buenos Aires

Lago Buenos Aires

Lago Buenos Aires

Lago Buenos Aires

Lago Buenos Aires