Belén? Belén? Ale czemu zatrzymujecie się w Belén? – zapytała nasza gospodyni u której spędziliśmy noc w Cafayate. Bo jest po drodze – odparliśmy. Ale tam nic nie ma – dziwiła się nadal. Nie musi być COŚ. Ważne, żeby miejsce do spania się znalazło i wystarczy. Machnęła ręką, a my wsiedliśmy do samochodu i najpierw zawróciliśmy na północ, skąd przyjechaliśmy wczoraj.

Wjeżdżając na mostek, położony na rogatkach miasta, końcem oka zauważaliśmy mała panaderię, w której chcieliśmy się zaopatrzyć w drodze powrotnej z Quebranda de las Conchas, tudzież Quebranda de Cafayete, bo obie te nazwy funkcjonują zamiennie, określając pasmo skał wyrzeźbionych wiatrem, ciągnących się przez około 20-30 kilometrów przy korycie Rio Conchas. Zrobiło to na nas takie wrażenie, że aż powstał z tego osobny wpis, żeby nie upychać wszystkiego tutaj.

Na zachętę dwa takie zdjęcia:

Quebrada de las Conchas, Cafayate, Ruta 40

Quebrada de las Conchas, Cafayate, Ruta 40

Po półtorej godzinie zawróciliśmy i zatrzymaliśmy się we wspomnianej już “piekarni”. Piszę w cudzysłowie, bo nazwa powinna być tłumaczona bardziej jako “wypiekarnia”. Pieczywa i bułek samych tam nie zaznacie, ale z mięsem, sałatą – już tak. Można powiedzieć, że to taka podstawowa burgerownia. Zamawiam lomito – czyli taki sandwich z kawałkiem wołowiny, jajkiem smażonym, sałatą i pomidorem oraz 8 empanad z mięsem dla Ani na drogę. Przejeżdżamy przez Cafayate i w drogę.

Pogoda w końcu się psuje – prognoza od wczoraj rana o tym mówi, ale dopiero dziś się sprawdziła. Cały dzień wpatrujemy się w daleko położone pasma Andów, których czubki gór schowane są w chmurach. Skoro jedziemy asfaltem to i prędkości przez nas osiągane są znacznie wyższe i tylko przypadkiem zauważam tabliczkę ze znakiem “Ruinas de Quilmes – 5 kilometrów”. Hamujemy, zawracamy i postanawiamy sprawdzić, co to za ruiny. I dla mnie okazuje się to strzał w dziesiątkę. Znów muszę odesłać Was do innego wpisu, żebyście mogli w pełni nacieszyć się tym:

Ruiny Quilmes Ruta 40 Argentyna Ruiny Quilmes Ruta 40 Argentyna

Jechaliśmy w polskie Święto Zmarłych i chyba myślami ściągnęliśmy ciekawie położony cmentarz, na którym kobieta z dwójką dzieci oddawała cześć zmarłym. Wygląda inaczej niż te, znane nam z Polski.

Ruta 40 Cafayate do Belen

Ruta 40 Cafayate do Belen

I tak po Quilmes zostały nam dwie godziny drogi do Belén. Choć “nic tutaj nie ma”, to dla nas jest bardzo dużo. Zmieniliśmy w ciągu dnia trochę widoki – pojawiło się znacznie więcej zieleni. Już nie tylko piaski albo winnice położone na piaskach, ale jesteśmy pomiędzy górami, które chronią od silnych wiatrów, towarzyszących nam od paru dni. Nawet drona można spokojnie wypuscić i zrobić parę ujęć.

Szukamy naszego hostelu i w końcu, dzięki pomocy paru napotkanych osób, znajdujemy miejsce. Zajeżdżamy dość późno – blisko 19 i wszyscy padamy do łóżek.

Ruta 40 Cafayate do Belen

Ruta 40 Cafayate do Belen

Ruta 40 Cafayate do Belen

Ruta 40 Cafayate do Belen

Ruta 40 Cafayate do Belen

Ruta 40 Cafayate do Belen

Ruta 40 Cafayate do Belen

Ruta 40 Cafayate do Belen

Ruta 40 Cafayate do Belen

Ruta 40 Cafayate do Belen