Do Salty przybywamy samolotem z Buenos Aires praktycznie z całym naszym dobytkiem, ponieważ wiemy, że do stolicy Argentyny nie wrócimy przez najbliższe dwa miesiące. Część rzeczy zostawiamy u znajomych, ale mimo tego – mamy spory nadbagaż. Jesteśmy więc mocno zszokowani, gdy pani przy odprawie uśmiecha się tylko i nic nie każe dopłacać. Po dwóch godzinach wyjątkowo spokojnego lotu załoga samolotu wita nas na lotnisku w Salcie. 

Wpadamy tu na trzy dni, głownie po to, aby przygotować się do dalszej drogi, kupić różne rzeczy przydatne w podróży, no i zrobić zapasy jedzenia. Od jutra nie wiemy, gdzie śpimy i co jemy, codziennie będziemy w innym miejscu, więc chcemy się na to przygotować. Nie zapominamy również o Amelii, która oprócz cyca musi jeść jakieś obiadki i owoce. Z tymi pierwszymi nie jest tu łatwo, a biorąc pod uwagę, że przez najbliższe tygodnie nie będziemy mieć możliwości gotować zbyt często, kupujemy, co mają. Poza tym chcemy też chwilę odpocząć, zgromadzić zapasy energii na kolejne dni. Nie leżymy jednak do góry brzuchem.

Salta to jedno z tych miast, które chcieliśmy zobaczyć, ponieważ wszyscy napotkani Argentyńczycy nam je polecali. Dla nas jest ciekawym miejscem nie tylko ze względu na ich rekomendację, ale przede wszystkim stanowi wrota do całej prowincji i dalszej okolicy, którą zamierzamy poznać. Odbieramy ją zdecydowanie lepiej i niż Buenos. To nie stolica (ok, stolica prowincji). Ludzie są tu bardziej wyluzowani, choć kierowcy także nie dają nam przechodzić przez ulice i wjeżdżają często pomiędzy Kubę a mnie prowadzącą wózek. Koszmar…

Jest jednak spokojniej. Szczególnie w niedzielę. Gdy wychodzimy na ulice, praktycznie wszystkie sklepy są zamknięte. Jest kilka knajpek, w których można coś zjeść, i może jakieś pojedyncze mini sklepiki otwarte, więc możemy tam kupić coś malutkiego na kolację. Tamtejszy deptak, czyli ulica, na której znajduje się mnóstwo sklepów z odzieżą, akcesoriami, są knajpki i nawet Mc Donald’s, w niedzielę nie gości nikogo, za to w poniedziałek musimy uważać, bo tłumy ludzi napierają z prawej i lewej strony.

Korzystając z chwili, wchodzimy do Bazyliki Katedralnej, której fasada niesłychanie przykuwa wzrok, bo imponująca, a w środku także jest na co popatrzeć. Do tego chłód, który – przy takiej temperaturze na dworze – jest zbawieniem. Nawet Amelia się ożywia, zaczyna głośno rozmawiać i bawić kościelnym echem. Galerię zdjęć ze świątyni możecie zobaczyć tutaj.

Chcemy także wjechać kolejką na górę, aby popatrzyć na panoramę miasta. Wsiadamy do gondoli przy Plaza del Lago i 15 minut jedziemy na górę. Praktycznie w tym samym momencie mówimy, że pojeździlibyśmy na nartach. Takie emocje ta kolejka w nas wyzwala. :) Na górze mamy już ich trochę mnie, choć trzeba przyznać, że jest urokliwie. Próbujemy odszukać miejsca, w których spacerowaliśmy i podziwiamy je z lotu ptaka. Korzystamy też z chwili i karmimy Amelię, potem robimy zdjęcia i zjeżdżamy na dół.

Zostało już tylko zrobić ostatnie zakupy i cóż.. trzeba się pakować. Jutro rano odbieramy nasz samochód. Zatem w drogę!

Salta, Argentyna Salta, Argentyna Salta, Argentyna Salta, Argentyna Salta, Argentyna Salta, Argentyna Salta, Argentyna Salta, Argentyna Salta, Argentyna Salta, Argentyna Salta, Argentyna Salta, Argentyna Salta, Argentyna Salta, Argentyna Salta, Argentyna Salta, Argentyna Salta, Argentyna Salta, Argentyna Salta, Argentyna Salta, Argentyna Salta, Argentyna Salta, Argentyna Salta, Argentyna Salta, Argentyna Salta, Argentyna