Ponad 200 km, cztery godziny drogi, dziesiątki objazdów, ale widoki niesłychane. Po raz pierwszy w Patagonii zobaczyliśmy kawałek lodowca. To znak, że jesteśmy blisko. Bardzo blisko Ziemi Ognistej.Po śniadaniu i porannej kawce mkniemy na stację benzynową i dalej w drogę. Szybko wjeżdżamy na właściwą trasę, na której momentami czuję się jak na naszej pierwotnej, dobrej Rucie 40 na początku, gdzie jechało się wolno, bo były same kamienie. Trzeba przyznać, że nasz samochód dużo przeżył. – Zawieruchy, serpentyny, kamienie, piasek, wodę w rzece, przez którą trzeba było się przebijać. Dziś – rozpieszczona asfaltem, bo taki był ostatnio przez cały czas – męczę się trochę z tymi kamieniami.

Droga jest naprawdę trochę upierdliwa – narzekam w duchu. I jakie bezsensowne rozwiązanie z asfaltem. – Wraca na 500 m, żeby za sekundę znów był remont nawierzchni i objazd. I taka sytuacja powtarza się kilka razy. Nie ma sensu nawet się rozpędzić. Ale słowo „Desvio”, czyli objazd towarzyszy nam już od kilku tygodni, i czasami – ja je widzimy – już dostajemy białej gorączki. :) Oczywiście zdarza się, że droga objazdu jest całkiem ok, bo dość równa i twarda, mimo iż kamienista. Najgorsza jest taka z większymi kamieniami, które strzelają pod kołami i obijają się o karoserię. Tym razem co najmniej kilkakrotnie tak się dzieje.

Przed nami ostatnia prosta. O, wow, robi się pięknie przepięknie. Wjeżdżamy jakby w sam środek gór. Z lewej strony – albo doznajemy złudzenia, albo naprawdę – widzimy lodowiec. Później, gdy porównujemy z mapami, faktycznie potwierdzają one nasze spostrzeżenia.

Wjeżdżamy do miasteczka El Chalten. Od samego początku czuję, że nie da się go nie lubić. – Otoczone górami z każdej strony. Piękne… A do tego klimatyczne. Nie jak nasz Karpacz czy Zakopane. Mimo iż jest długi weekend, wolnych miejsc noclegowych praktycznie nie ma, to i tak nie masz wrażenia ścisku. Wszyscy są w górach, a gdy wieczorem wracają, przesiadują w knajpach.

Jesteśmy już bardzo blisko południowej części Patagonii. Klimat trochę się zmienił, jest już zdecydowanie chłodniej –w dzień mamy 14-15 stopni i do tego przeraźliwie wieje. Wiemy zatem, że to ostatni moment, żeby kupić ciepłe rzeczy. Wybieramy się więc na zakupy. – Kupujemy kurtkę dla Kuby i czapkę, dla mnie czapkę i polar, no i rękawiczki. Amelia – jako jedyna – jest uzbrojona po zęby i niczego nie potrzebuje. Możemy zatem ruszać na pierwsze trekkingi. :)

Droga do El Chalten Patagonia

Droga do El Chalten Patagonia

Droga do El Chalten Patagonia

Droga do El Chalten Patagonia

Droga do El Chalten Patagonia

Droga do El Chalten Patagonia

Droga do El Chalten Patagonia

Droga do El Chalten Patagonia

Droga do El Chalten Patagonia

Road-El-Chalten-Patagonia-24

Road-El-Chalten-Patagonia-21

Road-El-Chalten-Patagonia-20

Road-El-Chalten-Patagonia-19

Droga do El Chalten Patagonia

Road-El-Chalten-Patagonia-18

Droga do El Chalten Patagonia

Droga do El Chalten Patagonia

Droga do El Chalten PatagoniaDroga do El Chalten Patagonia

Droga do El Chalten Patagonia

Road-El-Chalten-Patagonia-23

Road-El-Chalten-Patagonia-22

Droga do El Chalten Patagonia

Droga do El Chalten Patagonia

Droga do El Chalten Patagonia